środa, 30 stycznia 2013

Cukier

Nie jest to wystrzałowy temat, ale jest to moja zmora na co dzień, z którą muszę sobie radzić a czasem nie wiem jak. Moje starsze dziecko niebawem osiągnie lat 5. W tej chwili, gdy czuje głód lub chęć zjedzenia czegoś, myśli o słodyczach. Koszmar. Od samego początku starałam się nie wprowadzać cukru do diety - cukru w napojach, przekąskach i słodyczy jako takich. Mówię oczywiście o cukrze dodawanym do wszystkiego niepotrzebnie. Niestety, pierwszym łamistrajkiem w procesie wychowawczym okazali się moi rodzice. I pomyśleć, że moja mama jeszcze parę lat temu nie pozwalała nikomu wpychać we mnie i brata garści cukierków. A teraz? Ciasto, ciasteczko, czekoladka, cukierek...nie dociera. Do tego dochodzi przedszkole i nieodpowiedzialni rodzice, którzy wysyłają do przedszkola swoje dzieci z paczkami żelków i innych kolorowych chemicznych pustych kalorii, którymi te dzieci się częstują poza jakąkolwiek kontrolą. I tak moje dziecko poznaje, wchłania i oswaja zakazany owoc. Od razu uprzedzam wszelkie komentarze: nie wprowadziłam w domu prohibicji na słodycze. Ja je tylko kontroluję, selekcjonuję, porcjuję i edukuję, ględzę, powtarzam, zanudzam. Szukam zamienników, jak suszone owoce, bakalie, świeże owoce, niskosłodzone galaretki, kisielki, budynie, kruche domowe ciasta i ciasteczka, naturalne jogurty z dodatkiem owoców, kaszki. Mozliwosci sa miliony. Przede wszystkim (od kiedy znowu jestem w domu, bo mam kilkumiesięczną córeczkę i znowu zwolnili mnie z pracy) staram się nie dopuszczać do "spadków" cukru przez podawanie 5 posiłków dziennie i kontrolowanie diety dziecka. Mimo to walka wciąż trwa. Gdy tylko pojawi się coś słodkiego w zasięgu wzroku mojego syna, zaczynają się twarde negocjacje.
Same jesteście matkami i na pewno macie milion sposobów i pomysłów w temacie.
Mnie przeraża to, ile jest pułapek na drodze do wychowania dziecka i przyzwyczajania do niskocukrowego jedzenia. Tego jest cała lista, a poniżej to, co przychodzi mi aktualnie do głowy:
a. rodzina i znajomi i ich prezenty w postaci słodyczy,
b. słodycze udające suplementy diety, takie jak czekolada z kwasami omega 3, która jak twierdzi mój syn "jest zdrowa":/,
c. reklamy, które nieopatrznie gdzieś wpadną mu w oko,
d. słodzone jedzenie i przetwory jak np. keczup,
e. okropna dieta w przedszkolach i to w państwowych: danonki i inne produkty mlecznopodobne- przesłodzone i do tego z żywności genetycznie modyfikowanej, słodzone płatki do mleka, przesładzane napoje, słodycze na różne okazje. Wiem, na pewno nie jest to reguła, ale moje dziecko uczęszcza do państwowego przedszkola, a mąż z kolei zajmuje się realizacją zamówień do wielu naszych miejskich przedszkoli i widzi, co w trawie piszczy i jakie to pozycje z menu górują wśród jego klientów.
f. słodzone napoje dla dzieci, które później ciężko wyprzeć niesłodzonym rozcieńczonym sokiem, herbatką i wodą w szczególności.
g. nie wiem, co jeszcze.
Lista jest długa. I zadziwia mnie to, że wielu rodziców obojętnie podchodzi do tego tematu, hodując w swoich domach przyszłych cukrzyków, alergików, nadciśnieniowców, miażdżycowców itp.




2 komentarze:

  1. Pal licho cukier. Nie jest aż tak bardzo tuczący i można go zastąpić stevią lub cukrem brązowym. Ja jak ognia się boję mączki kukurydzianej, wszędobylskiej i niebywale tuczącej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie o to chodzi, że wszędzie z zasady dodawane jest "coś" by było "pyszniej" a to "coś" to jest totalna kicha. Szczególnie jeśli chodzi o młode organizmy, które dopiero kodują sobie zachowania żywieniowe.

    OdpowiedzUsuń